Episódios

  • Trudno dziś jednoznacznie zaklasyfikować bogatą twórczość Siegfrieda Zademacka. Niewątpliwie porusza się on w kręgu malarstwa figuratywnego w obszarach surrealizmu i realizmu magicznego (fantastycznego). Podróż przez jego malarską drogę wyznaczają, jak kolejne stacje przystankowe, pewne elementy wspólne pojawiające się w serii obrazów. I tak, często powtarzającym się motywem są nieco dziś zapomniane rekwizyty, takie jak choćby metalowe odważniki stosowane w tzw. wagach szalkowych starego typu. Ten archaiczny rekwizyt jest w wymiarze treści obrazu przywoływany jako symbol ciężaru, obrachunku z przeszłością. Czasem coś, co jest nieodzownie związane z ciężarem przedstawione jest, jak to bywa w nurcie surrealistycznym, jako wizualny oksymoron, czyli ciężar w stanie lekkości, niemal nieważkości. Takie zastosowanie metafor wizualnych jest doskonałym rozpoczęciem narracji, która skryta jest w każdej kompozycji. I to jest chyba największą siłą oddziaływania obrazów Siegfrieda Zademacka, bo artysta opowiada nam za pomocą metafor o rzeczach ważnych, głęboko przemyślanych, stosuje przy tym, z głębokim rozmysłem, endemiczny język sztuki, bo treści tego rodzaju można przekazać wyłącznie w tej formie.

  • Kiedy stałem przed obrazami Jaksona Hilla ze zdziwieniem spoglądałem na strukturę farb nakładanej na płótno. Obrazy były malowane, tak jak je określano w okresie Młodej Polski: na tłusto. Dopiero kiedy przeczytałem opis jednego z obrazów zrozumiałem, gdzie tkwi tajemnica warsztatowa: na przykład w obrazie „The island” artysta fragmenty obrazu przedstawiające ludzkie szkielet wykonał z kości lisa i zatopił je w żywicy epoksydowej wprost na płótnie, potem zaś całość zamalował. Ta technika jest powtarzana w wielu obrazach z aplikacjami suchych liści czy igliwia. Ale to, co zrobiło na mnie największe wrażenie, kiedy patrzyłem na obrazy Hilla, to ich kolorystyka. Jest w nich feeria barw, wręcz eksplozja kolorów i to aplikowanych w nieoczywisty sposób, niespotykany w naturze. Może i przez to niektóre z obrazów są zbyt karykaturalne, ale na pewno nie są pstrokato-jarmarczne, jest w nich zachowana całościowa wizja chromatyczna. A to, może się podobać.

  • Estão a faltar episódios?

    Clique aqui para atualizar o feed.

  • Postacie z obrazów Remneva z ich bezruchem lub powolną manekinową plastycznością są jak zawieszone w statycznej przestrzeni, w której czas się zatrzymał, a atmosfera jest tak czysta i przejrzysta, że osiąga stan wysokiego uduchowienia. Portretowane ciała kojarzą się z postaciami z fresków Piero della Francesca, które w milczeniu i bez ruchu uczestniczą w jakimś cudownym przedstawieniu. To łagodne tempo życia w obrazach Remneva udziela się choćby w tym, że podczas oglądania jego prac w galerii wszyscy milczą podziwiając bez pośpiechu przytulone do siebie kobiety, dumne i wyprostowane powściągliwe postacie, zaś woda i niebo, a przede wszystkim stroje, pełne są różowawo-kremowych odcieni, lśniących i emaliowanych. Twarze portretowanych młodych dziewcząt, które czasami są nie do odróżnienia od masek, przypominają w swojej doskonałości antyczną emalię. Jego obrazy przynoszą wiele kulturowych skojarzeń - od Klimta, z jego pionowym formatem i zachwytem nad złotem, po japońskie motywy irysów, aplikowanych przez dekoracyjny styl secesji. Te wykreowane przez rosyjskiego artystę niebieskoskrzydłe istoty w swoich haftowanych złotem sukniach są gładkie i pozbawione zmysłowych krzywizn. Wydają się być zakute w zbroję w haftowanych złotem lub srebrem ciężkich sukniach, są jak tkwiące w ochronnej skorupie. We wszystkich obrazach wyraźnie widać jeden z głównych elementów indywidualnego stylu Remneva: filigranowe opracowanie faktur tkanin i metalowych nici. Takie przeszklenia z mnóstwem refleksów świetlnych są dziś w malarstwie bardzo rzadkie, a szkoda.

  • Nigel Cox nie ma żadnego formalnego wykształcenia artystycznego, podąża własną ścieżką studiowania technik, których nauczył się wyłącznie z książek. W serii jego obrazów widzimy, na przykład, kobietę pochłoniętą wyprawą na zakupy, inną kobietę skupioną na telefonie komórkowym, młodego mężczyznę zaangażowanego w pisanie SMS-ów. Jest to zapis obserwacji świata, w którym obecnie żyjemy - tak połączonego z ledwo zarysowanym tłem, które jest niewidoczne dla głównych bohaterów, nieświadomych tego, co dzieje się wokół nich, gdy zanurzeni są w codzienności. Jako baczny obserwator Nigel Cox wyciąga zwykłych ludzi z ich ruchliwego otoczenia i umieszcza poza kontekstem, w minimalistycznych pustych krajobrazach. Jak się okazuje, wrzucając postronnych przechodniów w puste przestrzenie kreuje zupełnie inny kontekst, który sprawia, że postacie zmieniają swój charakter. W tych obrazach użycie kontrastu Nigel Cox podniósł na wysoki poziom, to wręcz kontrast buduje całą ich siłę oddziaływania.

  • Ekwadorski malarz Santiago Carbonell koncentruje się na sztuce jako narzędziu przedstawiania wybranego fragmentu rzeczywistości, nadając mu rangę czegoś wyjątkowego. Patrzyłem w zachwycie na to, co wydawać się może na pierwszy rzut oka zupełnie pospolite, jak choćby wizerunek nagich pleców kobiety, a na obrazie, pod pędzlem Santiago Carbonella przedstawiony widok przekształca się w zjawisko. Była w tym jakaś magia, bo z jednej strony doskonale wiedziałem, że artysta, stara się oddać rzeczywistość z jak największą precyzją, dba z pieczołowitością o uzyskanie w kompozycji dokładnych proporcji, kolorów i detali, ale finalnie, wręcz paradoksalnie, obraz daleki jest od lustrzanego odbicia, lub od fotografii. I nie jest to zwykła tendencja do idealizacji. Jego obrazy dostarczały raczej delikatnych wskazówek dotyczących nastroju, emocji lub tematu dzieła, jednocześnie przekraczały one granice realnego świata przypominając raczej sen lub marzenie.

  • Współczesny japoński malarz Osamu Obi portretuje swe modelki półnago i można tego rodzaju kompozycje zaklasyfikować jako akty, lecz są to akty szczególnego rodzaju. Nie ma w nich nawet krztyny wulgarności, ukazania czystej, wręcz anatomicznej nagości, jest raczej delikatne kuszenie zmysłowością, jest ukazany pewien magnetyzm, który nigdy nie przeradza się w czyste pożądanie. Portretowane młode kobiety, które możemy podziwiać na jego obrazach, są anielsko delikatne, aksamitne i niewinne, dlatego też te obrazy są tak są hipnotyzujące. Bije od nich jakaś tajemnicza aura. Artysta świadomie ukazuje piękno kobiet na tle obdrapanych ścian, połamanych konarów drzew, wytartej podłogi i starych sprzętów, bo dobrze wie, jak działają wizualnie tego rodzaju kontrasty. Oczywiście istnieje wiele powodów w sztuce, by pokazać nagość kobiet. Może być to zwykłe pożądanie piękna kobiecego ciała, czyli zaspokojenie pożywką nagości żądzy męskiej. Jednak w niektórych przypadkach, tak jak w malarstwie japońskiego artysty, przedstawiona nagość wydaje się być tylko pretekstem do tego, by pokazać coś więcej. Patrząc na portretowane azjatyckie kobiety odnosimy wrażenie, że są one niewinne, kruche i słabe. Jednak im dłużej patrzyłem na te obrazy, tym bardziej widziałem ogromną siłę kobiecości. I nie chodzi tu wyłącznie o sam zmysłowy wygląd, ale o cały zespół cech, które zamknięte są pod powłoką cielesności, jak choćby kobieca intuicja, opiekuńczość, empatia, wrażliwość, delikatność, uczuciowość, łagodność, zdecydowanie, czy, po prostu, zwykłe ciepło.

  • Kiedy Fred Assel po raz pierwszy przyjechał do Włoch i zobaczył obrazy autorstwa fra Angelico, Giotta i Duccia oniemiał z zachwytu. Stał przed nimi nie mogąc od nich oderwać oczu. Gdy wrócił do Stanów Zjednoczonych, wiedział już z całą pewnością, że to, co zobaczył w we Włoszech zdeterminuje jego dalszą twórczość, innymi słowy sformatuje go na nowo jako artystę. Fred Wessel rozsądnie rozpoczął od studiów warsztatowych, czyli zgłębia tajników tempery jajecznej. Mozolnie uczył się jak mieszać żółtko jajka z pigmentami malarskimi, jak uzyskać idealnie kremową konsystencję, znaną ze swej trwałości, bo po utwardzeniu farba staje się odporna na blaknięcie, jak ją sporządzić, by nakładana pozwoliła uzyskać precyzyjne detale w dziełach malarskich. No i przede wszystkim jak uzyskać niepowtarzalną gamę barw, tak trudnych do wydobycia w przypadku farb olejnych. Stąd też ogromna siła oddziaływania jego obrazów. Na pewno tych obrazów nie da się zignorować, przejść obok nich obojętnie. One biorą nas w posiadanie.

  • To, co fascynuje dojrzałą twórczość skandynawskiego malarza Markusa Åkessona, to zainteresowanie różnego rodzaju wzorami, które umieszcza na obrazach. Artysta zaczynał nieśmiało od wzorów na dywanach i gobelinach jako tło w swych obrazach, przechodząc z czasem do bardziej skomplikowanych materii, integrując tekstylia ze swoimi modelami. Bohaterzy prac Markusa Åkessona są owinięci w różne całuny ze skomplikowaną materią ornamentyki, stopniowo artysta skupia się całkowicie na tkaninie i jej wzorach, które ostatecznie stają się głównym tematem jego obrazów, zwłaszcza w serii „Teraz mnie widzisz". Sylwetki zwykle obecne na wcześniejszych pracach artysty, tym razem są całkowicie ukryte, bo pokryte są prześcieradłami o różnych wzorach i fakturach. Z tego też powodu Åkessona określa się często mianem malarza wyobraźni, który swoje kompozycje ozdabia różnymi kostiumami i akcesoriami.

  • To, co wyjątkowo cenne w malarstwie Markusa Matthiasa Krügera to pierwsze wrażenie, w którym widz napotyka namalowane z ogromną starannością krajobrazy udomowione przez człowieka, które początkowo sprawiają wrażenie rzeczywistych, ale z czasem dostrzegamy, że są one przerysowane, tym samym otwierają się na własne interpretacje. Krüger ustanawia nową interpretację, wydawałoby się przebrzmiałego gatunku w sztuce i jest innowatorem współczesnego malarstwa pejzażowego. Z tych obrazów emanuje jakiś złowieszczy spokój. Poczucie, że coś może jeszcze nadejść. Daleko na horyzoncie błyszczy ogień, oświetlając sylwetki wioski. Można wręcz poczuć złowrogą ciszę. Przewrotność tych obrazów polega na tym, że malarz zabiera nas do tego, co jest dla nas znajome, bo widzimy pola, łąki i lasy, a także domy, mury i nieużytki przemysłowe na tle szerokich horyzontów z mistrzowsko ukazanym teatrem chmur. Ale przeczuwamy, że gdzieś czai się coś złego w tych surrealistycznych nastrojach, które serwowane są bez uciekania się do surrealistycznych środków stylistycznych. Widzimy za to obszary przemysłowe i mieszkalne, wyludnione nieużytki lub ceglane ściany stojące tajemniczo w krajobrazie, który budzi lęk przed tym, czego nie rozumiemy lub czego nie znamy. A wszystko to tylko w oparciu o pejzaż.

  • Patrząc na jego dorobek twórczy JasonaMowry’ego odnoszę wrażenie, że amerykański artysta wizualnie komentuje po prostu świat, który go otacza, ten bezpośredni, jak również ten, który spotyka w literaturze, filmie, czy w muzyce. Sam mówi wprost, że jest zainspirowany historiami, które czyta, a także ludźmi i czasami, które go otaczają. Z tego też powodu tematyka poruszana w jego pracach wylęga się jak w magicznym alembiku, do którego sięga potem pędzlem mag artysta, bo prace Jasona Mowry'ego łączą starożytne mity, wierzenia ludowe, folklor i jego osobiste wspomnienia. Do tego w kompozycję obrazu artysta wplata często symboliczne rekwizyty, których używa do wizualnej narracji. To, na co zwróciłem szczególną uwagę oglądając jego prace, to próba przedstawienia skomplikowanej relacji człowieka do świata zwierząt. Tak jakby artysta próbował w jednym obrazie zamknąć pierwotną dzikość, agresywność, wściekłość, żywiołowość zwierząt, które z jednej strony boją się kontaktu z człowiekiem, a jednocześnie go szukają. Androgyniczne postacie z obrazów, stojące na granicy miedzy wiekiem dziecka i dorosłości są niebywałe smutne, tak jakby były rozczarowane wejściem w świat wieku dorosłego. A wszystko to namalowane jest z misterną dbałością o szczegóły, z użyciem unikalnej palety barw i charakterystycznej stylizacji postaci ludzkiej. Te ciepłe, ziemiste palety barw przedstawiają postacie kobiece, imponujące rozmiarami zwierzęta i egzotyczną florę, przywołując secesyjne poczucie harmonii i równowagi w kompozycji. Jego pełne detali obrazy tętnią życiem i jakimś magicznym wdziękiem.

  • Luke Hillestad pracuje wyłącznie w duchu tradycji starożytnego malarza Apellesa z IV wieku przed naszą erą. Ten najwybitniejszy, wedle opinii starożytnych, artysta malarz był między innymi portrecistą Filipa II Macedońskiego i jego syna Aleksandra Wielkiego. Jako jedyny miał wyłączne prawo portretować Aleksandra w malarstwie. A co zaczerpnął współczesny malarz Hillestad z antycznego warsztatu pracy Apellesa? Między innymi ograniczył paletę barw wyłącznie do czterech kolorów (czyli do tzw. tetrachromii): do koloru białego, czerwonego, żółtego i czarnego, czyli barw używanych w greckim malarstwie wazowym. Hillestad identyfikuje się jako malarz kiczu, bo jego filozofia malowania opiera się na klasycznych wartościach, takich jak idea piękna, ponadczasowe opowiadanie historii i ewidentne naśladownictwo w kwestiach warsztatowych. Patrząc na posągowe kobiety w jego obrazach, na ich relację ze światem zwierząt, na użyte rekwizyty, mam wrażenie, że istnieje faktycznie pewien ponadczasowy sposób nadawania naszym wyobrażeniom pożądanych kształtów. Motyw miłości i pożądania, zachwytu nad pięknem ciała kobiecego, motyw mitologicznego połączenia człowieka z ciałem zwierzęcia, przedstawiania homeryckich chimer, motyw odchodzenia, śmierci, żegnania się ze światem są w obrazach Hillestada misternie ubrane w kształty, przedstawione są w sposób wysoce narracyjne. W żadnym razie nie jest to malarstwo figuratywne, które oparte jest o fotorealizm.

  • Japoński artysta Taisuke Mohri postrzegany jest dziś nie tylko jako wirtuoz prac rysunkowych, ale także jako baczny obserwator rzeczywistości, ktoś, kto w swej pracy koncentruje się na niepokojącym doświadczeniu własnej obecności. Szczególnie jego portrety przedstawiające odbicie w lustrze są niezwykle intrygujące i nośne w interpretacje. Jego rysunki przedstawiające dwa lustra ustawione naprzeciw siebie, otwierają w kompozycji wyimaginowaną przestrzeń i sugerują ucieczkę portretowanej osoby w osobliwą przestrzeń podobną do labiryntu. Portretowana osoba przed lustrem wpatruje się w siebie, podczas gdy obraz, który widzi, jest wyświetlany w lustrze na przeciwległej ścianie, a następnie z powrotem zostaje odbity do zwierciadła przed postacią, a potem odpowiednio pomniejszony znowu odbija się w lustrze aż do zatarcia się zwierciadlanego odbicia w mikroskopijnym pomniejszeniu. Tym samym przedstawienie lustrzanego odbicia staje się metaforą refleksji nad samym sobą. Dla japońskiego artysty lustro staje się nie tylko przyrządem służącym samopoznaniu, ale służy też do analizy rzeczywistości.

  • Kiedy pierwszy raz zobaczyłem w galerii obrazy Roberta Duxbury'ego nie byłem w stanie oderwać od nich oczu. Było to dość paradoksalne uczucie, bo od każdej pracy bił głęboki smutek, jakaś osobliwa forma melancholii. Jednak chciałem na nie patrzeć, tak, jakbym godził się na to, że smutek jest mi potrzebny w życiu, tak samo jak radość czy szczęście. Obrazy te malowane były w osobliwy sposób, bo Duxbury nadaje formę swym enigmatycznym pracom za pomocą niejednoznacznej symboliki i ponurej palety barw odzwierciedlających subtelności uczuć zwanych melancholią. Miałem wrażenie, że autor tych obrazów to, podobnie jak Stanisław Wyspiański, osamotniony i cierpiący artysta, który ma instynktowną potrzebę wyrażania swoich emocji poprzez sztukę. Tak jakby przez sam akt malowania chciał ukoić ból i wygnać demony smutku ze swego wnętrza. Patrząc na jego obrazy towarzyszył mi niepokój, tak jakby coś się w nich czaiło, osaczało, brało w posiadanie odbiorcę. Stąd tak wielka siła wyrazu tych prac, które wyzwalając pokłady smutku, jednych odstręcza, zaś innych fascynuje.

  • To co wyróżnia Françoisa Barda od współczesnych malarzy, to jego technika malarska. Jego obrazy nie są starannie wykończone. Na płótnach francuskiego artysty pojawiają się rozpryski, plamy, ślady przecierki czy interwencji szpachlą. Artysta używa dość brutalnej techniki, maluje pewne partie obrazu dużymi pędzlami, nakładana farba kapie i ślini się po całym płótnie, pozostawia na płótnie plamy, krople i brud. Czasem artysta aplikuje też w kompozycję obrazu jakieś napisy i litery, które przelatują nad postaciami. Jak sam zaznacza, to są frazy, które pojawiają się w jego głowie podczas malowania, niektóre z nich potem zamalowuje, inne pozostawia jako część kompozycji. Tak, jakby artysta również tym chciał zasygnalizować istotny rys współczesności, z jej nadmiarem, przypadkowością, doraźnym charakterem, bylejakością estetyczną, wieczną pokusą korekty. Ponadto, kiedy patrzymy na te osobliwe portrety bez twarzy, to mamy wrażenie, że artysta wciąga nas w pewną grę, domaga się od widza, by ten stworzył w wyobraźni swój własny obraz, wyobraził sobie twarz i dokończył niezamalowaną część obrazu. Innymi słowy, widz może mentalnie kontynuować zainicjowaną w obrazie scenerię.

  • Wiem, że nie do każdego trafia to proste i minimalistyczne malarstwo Jamie'go Perry'ego, choćby przez jego plakatowo-filmowy charakter. Ale gdy potraktujemy prace Perry’ego jako ikony Stanów Zjednoczonych, to znajdziemy w nich to, co tak istotne w historii Ameryki, pewnego rodzaju hedonizm, w którym życie było proste i nieskrępowane i czerpało radość z codziennych, zwykłych przyjemności. Artyście, w moim przekonaniu, udało się w mistrzowski sposób zbudować w obrazach intrygującą historię przy użyciu jak najmniejszej liczby szczegółów, często rozbierając obraz niemal prac abstrakcyjnych, by następnie używając światła, przestrzeni i atmosfery, złożyć go z powrotem. Dlatego bardzo poruszają te obrazy, na których przedstawiona jest samotna postać konfrontująca się ze światem. Powtarzającym się motywem w jego twórczości jest akt patrzenia na sztukę, a w sprytny sposób Perry sprawia, że publiczność jest częścią jego kompozycji. Jest również znany ze swoich rozległych krajobrazów, uchwycenia wielkich amerykańskich prerii w sposób wyjątkowo szczery, naturalny, ascetyczny, bezpretensjonalnie prosty. Bo czasem i w sztuce tak jest, że im mniej, tym dostajemy wizualnie więcej – ten swoisty paradoks jest możliwy dzięki wyobraźni takich malarzy jak Jamie Perry. Ale by wykonać tego rodzaju pracę trzeba mieć odpowiednio uformowaną wyobraźnię, by wiedzieć, że prostota jest szczytem wysublimowania, jak pisał w „Traktacie o malarstwie” wielki Leonardo da Vinci. Bo w tym wypadku umiejętność upraszczania oznacza eliminację zbędnego, by to, co niezbędne mogło przemówić z całą mocą. W sztuce Perry'ego mamy doskonałe połączenie wysublimowanej elegancji z niezwykła prostotą malarską. I to najbardziej mnie w tych obrazach zachwyca.

  • Vincent Desiderio to artysta nietuzinkowy, wyjątkowo uzdolniony technicznie, oczytany erudyta, który komunikuje się ze światem za pomocą swych obrazów. To, co najbardziej mnie uderzyło, to ścieżka rozwoju artystycznego malarza. Obecnie w świecie sztuki panuje powszechne przekonanie, że albo należy się do pokolenia postawangardy, albo do klasyków akademików, tym samym te dwa nurty są ze sobą sprzeczne i wykluczają się. Przykład Vincenta Desiderio ukazuje, że doskonale można połączyć te dwa sposoby istnienia malarstwa, co sprawia, że jego prace wyróżniają się na tle innych artystów. Z jednej strony w jego obrazach jest mistrzostwo oświetlenia, realizm i głęboki poziom opowiadania historii, które są prawdziwą ucztą dla oczu i umysłu, z drugiej zaś ukryta jest zawsze jakaś zagadka, szarada, łamigłówka, jest tam zawsze jakiś znak zapytania. Te obrazy są emocjonalnymi narracjami zaczerpniętymi z jego życia i wyobraźni. Szczególnie poruszyły mnie obrazy przedstawiające syna artysty.

  • Obrazy Arantzazu Martinez, wychodzą na przeciw tęsknotom za tą częścią sztuki, która dziś wydaje się już przebrzmiała, nieistniejąca, archaiczna, czyli za malarstwem, którego filarem były doskonałe zdolności warsztatowe, znakomite zrozumienie harmonii kompozycyjnej, właściwe użycie symbolu, który współgra z ukazaną ideą piękna, a także pewna szczypta cudotwórstwa, które sprawia, że realizm przedstawionych postaci wcale nie wyklucza istnienia magii. Widać też w malarstwie Arantzazu Martinez wielki szacunek do tradycji ikonografii, wręcz kult w stosunku do malarstwa akademickiego, bo patrząc na jej obrazy mamy wrażenie, że spłaca ona dług wdzięczności minionym czasom, kiedy to sztuka malarstwa była jedną z najtrudniejszych sztuk, bo wymagała wysokich kwalifikacji technicznych i odpowiednio ukształtowanej wyobraźni, którą posiadali tylko nieliczni wybrańcy. Może z tego powodu jej obrazy są niezwykle przemyślane kompozycyjnie, zaś mistrzowskie traktowanie światła i ludzkiej postaci tchnie jakąś wewnętrzną magią i fantazją, w obrazach artystka celebruje kobiece piękno, ukazuje władzę kobiet, nie ma tam cienia ironii, żartu czy groteski, pędzel prowadzony wyobraźnią artystki sprawia, że obrazy tchną jakąś ponadczasową i przejmującą powagą, monumentalizmem, szczególnie w scenach ukazujących mitologiczne postacie. Wiem, że w czasach dystansu, powszechnego żartu, drwiny, ironii, cynizmu, sarkazmu i ucieczki od tematów ważnych, tego rodzaju malarstwo nie jest dla każdego. Zwłaszcza, że artystka często używa światła jako narzędzia wywoływania oczywistych emocji, jej obrazy napełniają wtedy poczuciem ciekawości, chęci zrozumienia rozpoczętej w obrazie narracji. Nie każdy chce wyruszyć w taką podróż, bo nie wiadomo gdzie ona nas zaprowadzi.

  • Sean Layh tworzy wysoce narracyjne serie wielkoformatowych obrazów, które poruszają tematy przemian, poszukiwań i straty. Sięga przy tym do literatury wyciągając z niej znane toposy. Mi osobiście podobają się najbardziej obrazy osadzone wokół burzliwych krajobrazów morskich. Jego obraz „Farewell the Trumpets” jest , według mnie, najlepszą wizualizacją śmiertelnej w skutkach pychy Ikara. Ten obraz zdobył zasłużenie w tym roku nagrodę Exceptional Merit w 25. międzynarodowym konkursie Portrait Society of America. W zasadzie każdy obraz australijskiego malarza jest tak wysoce narracyjny, że można przed nim spędzić długie chwile. Jak choćby przed obrazem przedstawiającym tragiczne życia Edypa, kiedy już oślepiony przybywa do Kolonos w Attyce ze swoimi córkami Antygoną i Ismeną. Edyp, oślepiony, sponiewierany wygłasza na brzegu morza przemówienie pokazując jednocześnie blizny po walce z ojcem. Podobnie i tu, obraz jest jedną z najlepszych ilustracji jaką widziałem do tej tragicznej historii. Niektóre obrazy australijskiego malarza, oprócz podziwu potrafią też nieźle zaskoczyć. Tak jest w przypadku Antygony, którą przedstawia artysta nie tyle w zamkniętej pieczarze, co w opuszczonej galerii sztuki. Obraz jest doskonale skonstruowany, każdy detal głęboko przemyślany, nie dziwi fakt, że artysta pracował nad nim wiele miesięcy.

  • Obrazy Yaroslava Gerzhedovicha często przedstawiają, nie tylko mitologicznych bohaterów, ale także całkowicie fikcyjne postacie, często upiorne i przerażające, stworzone wyłącznie na potrzeby kompozycji. Estetykę obrazów dopełnia mroczna i ponura kolorystyka, artysta aplikuje w kompozycję stare, rozpadające się przedmioty ukazując tym samym efekt przemijania. Tak jakby chciał ukazać piękno rozpadającej się materii w popękanej strukturze muru, ruinach, pokrytych mchem gotyckich rozetach i portalach. A wszystko to jest namalowane w wysokim stopniu szczegółowości i staranności wykonania, w zasadzie przed każdym obrazem można spędzić długie minuty studiując detalicznie ukazane przedmioty, wtedy to radość z rozpoznania ich, zastąpiona jest zainteresowaniem płynącym ze spotkania z nieznanym. Biorąc pod uwagę te skomplikowane drobiazgi, odbiorca zdaje się uczestniczyć w rozwiązywaniu jakiejś szarady, skomplikowanego szyfru, ma wrażenie zwiedzania tajemniczego labiryntu. Widać to zwłaszcza w monochromatycznych rysunkach, które przedstawiają jałowe opuszczone ziemie, mają one w sobie coś mistycznego. Zwłaszcza, że prace Gerzhedovicha pozbawione są jedności czasu i miejsca, kompozycje te przypominają właśnie sny, gdzie jak w kotle mieszają się rzeczy prawdziwe z fikcyjnymi, tak samo te obrazy opowiadają o skrzyżowaniu światów i czasów. Te obrazy są jak fantastyczne pudełko, które tylko czeka na otwarcie. Wtedy to można być świadkiem niesamowitych historii, zarówno niemożliwych, jak i bezkompromisowo realnych - wystarczy zajrzeć do środka tej magicznej skrzyni. Ten ilustracyjny charakter obrazów Gerzhedovicha jest trudny do zaklasyfikowania, bo jest tam prężcież mroczny nastrój gotyckich powieści, gdzie z ciemnych zakamarków wyobraźni przywołane są mroczne postacie, ale są w obrazach przedstawione sceny bachanaliów i zabawy, podobnie jak u Pietera Bruegela, jest też w nich spora doza surrealizmu. W dużej mierze obrazy te są tworzone na papierze za pomocą akrylu, ołówka, tuszu.

  • To, co zachwyca w obrazach Marka Heinego to głęboko przemyślana kompozycja. Jego obrazy są jak kadry wyjęte ze snów, w których zjawiły się niebezpieczne, ale piękne syreny. Jego syreny są nie tylko przepiękne, ubrane w długie suknie, które korespondują z kolorem wody, ale są także ulotne, nieuchwytne. Czasem mają skrzydła i są podobne są do aniołów, wyznaczając tym samym granicę między światem realnym i tym niedostępnym dla zmysłów. Zaskakują też niektóre obrazy, bo syreny Heinego pokazują, że świat wodny nie jest ich naturalnym środowiskiem, jest raczej ich przekleństwem. Syreny pod powierzchnią wody przypominają raczej topielice, z bladą cerą i nieruchomą twarzą z otwartymi szeroko oczyma. Przechodząc w galerii, w której pokazywane były obrazy Marka Heinego z cyklu Syreny, miałem wrażenie, że w tle słyszę kogoś, kto dmie w wielką muszlę, dając sygnał o zbliżającym się niebezpieczeństwie.